Melissa's pov
***retrospekcja***
- Proszę! Pozwól mi wytłumaczyć! - płakałam. Kolejne uderzenie w twarz. - Jack, przestań! - krzyczałam. Leżałam twarzą do podłogi, a obok była kałuża krwi spływającej z mojego nosa.
- Osioł. - wyszeptałam przystawiając dłoń do twarzy. Pokryła się krwią.
- TO NA CO KURWA ZASŁUGUJESZ! Teraz powiedz mi, DZIWKO! Kto to jest?! Co?! Kto jest ojcem?! - warknął.
Pociągnął mnie mocno za włosy i rzucił z całej siły o ścianę. Krew gotowała się pod jego skórą.
- T-twoje. - wydyszałam. Jego oczy wwiercały się w moje, gdy po chwili znów rzucił mnie na podłogę. Mogłam już poczuć guza formującego się na moim czole.
- Kłamiesz! - krzyknął stając nade mną. Oddychał gwałtownie, a w oczach miał wściekłość. - Kurwa, kłamiesz! - wrzasnął ponownie, kopiąc mnie w brzuch. Zacisnęłam zęby, powstrzymując krzyk i łzy. To by tylko pogorszyło sprawę. Cieszył się z mojego bólu. Zawsze.
Znowu zostałam pociągnięta za włosy. Czułam jakby zaraz miały oderwać się od głowy razem ze skórą. Jego ciemne brązowe oczy płonęły, a gniew wzrastał z każdą sekundą.
- Daje ci ostatnią szansę, Melissa. Powiedz mi prawdę. - wyszeptał mi do ucha, prawie kojąco.
Poczułam jak łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Jego wolna dłoń dosięgnęła mojej szczęki i zacisnęła się. Mocno. Nachylił się nade mną.
- Kogo jest?
Jego gorący oddech drażnił moją twarz, sprawił że przymknęłam oczy i się skrzywiłam. Przełknęłam mocno, uniosłam powieki i spojrzałam na niego z mordem w oczach.
- Twoje.
Nie wyszeptałam tego. Ani nie wymamrotałam. Ani nie zawahałam się. Nie powiedziałam tego ani za głośno, ani za cicho. Było to jasne jak słońce.
'Twoje' powtarzałam w myślach.
Próbowałam znaleźć coś w jego oczach. Czegokolwiek.
Rzucił mnie na podłogę i złapał klucze.
- Jeśli nie będzie cię tutaj, gdy wrócę, nie żyjesz. - było jedynym co powiedział i wyszedł.
Leżałam na zimnej podłodze. Zatrzymałam łzy. Moje ciało krzyczało z bólu za każdym oddechem. Za bardzo bolało, by płakać, za bardzo bolało, by poruszyć mięśniem, za bardzo bolało, by oddychać.
Za bardzo bolało, by zrobić cokolwiek, więc tak leżałam.
Mogłam zwalczyć ból i uciec, albo wezwać pomoc. Lub zrobić cokolwiek zamiast tak leżeć. Ale on by mnie szukał. By mnie znalazł. Zrobił już to, więc zrobi ponownie.
Po jakichś trzydziestu minutach drzwi zostały otwarte. Bardziej jak uderzone o ścianę. A potem zatrzaśnięte.
- Siadaj! - krzyknął. Bezmyślnie szybko się podniosłam na jego komendę. Gdy tylko to zrobiłam ból uderzył ze zdwojoną siłą. Ścisnęłam brzuch i spojrzałam na to, co Jack miał w dłoniach. Jeśli kopanie mnie w brzuch nie zabiło dziecka, to, to co ma w dłoniach zrobi to na pewno.
Siłą otworzył moje usta i wcisnął mi do gardła tabletki aborcyjne.
- To, co dostaniesz, Melissa. To jest twoja wina i za to zapłacisz! - krzyknął.
Łzy pojawiły się w moich oczach, gdy znów dostałam w twarz. Usłyszałam syreny. Coraz wyraźniej i wyraźniej. Jack najwyraźniej też je usłyszał, bo wyglądał na przestraszonego.
Widziałam przed sobą już rozmazany i czarny pokój, ale mogłam jeszcze usłyszeć, jak ktoś biegnie po schodach kamienicy. Kilka osób.
- JACK DAVID, WYJDŹ Z MIESZKANIA Z RĘKAMI ZA GŁOWĄ!!! - było ostatnimi słowami, które pamiętam.
Otworzyłam oczy. Byłam w pokoju pomalowanym na biało. Szpital.
Do moich ramion były przyczepione jakieś rurki i miałam na twarzy maskę tlenową. Monitor obok zaczął wydawać jakieś dziwne odgłosy i wtedy do pomieszczenia weszły dwie pielęgniarki, które się do mnie uśmiechnęły. Nie oddałam uśmiechu. Nie mogłam, bo wszystko mnie bolało.
Ta jedna w różowym zdjęła mi maskę tlenową. Czy one zawsze się tak szczerzą?
- Witamy w szpitalu Miłosierdzia, Melissa. - powiedziała ta druga w niebieskim.
Popatrzyłam raz na jedną i na drugą, a one gapiły się na mnie.
- Powiedzcie mi tą złą wiadomość. - wychrypiałam. Mój głos brzmiał, jakbym połknęła pieprzoną żabę.
Twarze obu pielęgniarek opadły i spojrzały na siebie.
- Dziecko nie żyje. - powiedziała ta w różowym, jej uśmiech zniknął, a oczy wyrażały smutek lub bardziej współczucie.
Moja głowa opadła na poduszkę, a oczy się zamknęły. Nie musiałam już powstrzymywać łez, więc tego nie zrobiłam. Pozwoliłam im popłynąć, chociaż ten raz.
- Kochanie, jest w porządku. Jack David, tak mi się wydaję, że się nazywał, spędzi lata w więzieniu. - oznajmiła pielęgniarka w niebieskim. Wyciągnęła rękę, by potrzeć moje ramię, ale się wyrwałam. Po sekundzie pożałowałam tego, bo wywołało to straszny ból.
- Nie. Dotykaj. Mnie. - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Znów zamknęłam oczy i czekałam, aż drzwi się zatrzasną, aż one wyjdą. Wtedy... się załamałam.
***koniec retrospekcji*
Starłam łzy z twarzy i zacisnęłam dłonie na kierownicy, próbując się pozbierać.
Nie. Nie pozwolę, by to się stało. Nikomu więcej. Nie Perrie. Parker tego nie wygra. Dopilnuję tego, nawet jeśli to ma być ostatnia rzecz jaką zrobię.
Muszę go zniszczyć.
Notatka
Komentujcie :D
Coś się szykuje, chyba...
Biedna Melissa :'( Mam nadzieję, ze uda jej się pomóc Perrie :) Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńExtra.... błagam next szybciutko!!! ^^
OdpowiedzUsuń